czwartek, 28 marca 2024

wspomnienia

 Każde święta kościelne miały przed wszystkim wymiar religijny ale były pełne przesądów. 

Bardziej pamiętam te przesądy niż długie klęczenie na wielkopostnych nabożeństwach. 

W Wielki Czwartek wczesnym rankiem babcia budziła nas i wysyłała do lasu, gdzie płynął maleńki potoczek. Dziewczynki, obmyjcie sobie buzie lodowatą wodą, będziecie zawsze piękne! No i co? Działa! 

Po południu należało rozpalić w ogrodzie ognisko. Koniecznie, nazywało się to paleniem Judasza. 

W Wielkim Tygodniu młodsze dzieci dostawały od chrzestnych cukrowe baranki do koszyczka na święcenie. 

 Kurde, nie wiem czy się przyznać publicznie.  Bo ja jestem wielką miłośniczką słodyczy i tym kurkom cukrowym i tym barankom ugryzłam głowy i kawałek podstawki i moje siostry z tego powodu płakały cały sobotni ranek a ja się oczywiście nie przyznawałam. I z takim strasznym grzechem chodziłam całe święta. 

środa, 27 marca 2024

Chochoły

 W postanowieniu pisania do Świąt wytrwam ale te teksty codzienne będą jednak niezbyt interesujące.

 Nocami słucham znakomicie napisanej książki "Chochoły" Wita Szostaka. 

Piękny, poetycki język, magiczny realizm, dzieje rodziny i obrzędy, a wszystko to w Krakowie. Chodzę wraz z bohaterami dobrze znanymi uliczkami, poznaję po opisie miejsca, zachwycam się i zapamiętuję zdarzenia książkowe nie wiedząc do końca czy to fantazja. Bo jak tam było naprawdę to nie wiadomo.  

To niewiarygodne, ale  wiele razy miałam podobne jak autor świętokradcze pomysły w związku z zabytkami, kto ze mną rozmawiał o tym to wie. Nie napiszę jakie bo zdradziłabym to, co najciekawsze w tej powieści. 

wtorek, 26 marca 2024

dobre chęci

Na wsi psy i koty nie były dobrze traktowane. Koty nie dostawały do jedzenia nic, nie były też wpuszczane do domu. Nie wszędzie. W moim rodzinnym domu i u stryka również koty spały na łózkach albo na piecu i nikt im jedzenia nie żałował. 

Psy karmione były resztkami. Dostawały przeważnie pozostałości z talerzy, zupę z rozmoczonym suchym chlebem czy gotowanymi ziemniakami. 

Kiedy kupiliśmy tutaj pod Krakowem dom z ogrodem, postaraliśmy się też o psa i kota. Mąż pracujący na placu handlowym kupował dla zwierząt okrawki mięsa i kości a ja przynosiłam z mleczarni ser i serki naturalne, które psy i koty uwielbiały. Przynosiłaś czyli kradłaś, nazywaj rzecz po imieniu. Wszyscy kradli. Kradzież to kradzież. Wiem.  

Potem w sklepach pojawiły się karmy przeznaczone dla zwierząt ale kupowaliśmy je rzadko, były "awaryjne". Psy czasem zakopywały nadmiar żarcia albo nosiły w pyskach wielkie wołowe kości, a sąsiadka się dziwiła - przecież byście świnię uchowali albo kury zamiast tak dogadzać psom. 

Niedawno widziałam na tablicy ogłoszeń rozpaczliwy apel. Ktoś z nowych mieszkańców ma problem z psami. Kupili domek z ogródkiem, mają dwa piękne psy a ich dom położony jest przy drodze. Ktoś systematycznie przerzuca przez ogrodzenie resztki jedzenia - kości, tłuste skóry, stary ser itd. Pewnie jakaś starsza pani chce dokarmiać psy. Pewnie myśli, że robi dobrze, a tymczasem zwierzęta  ciągle mają biegunkę i ich właścicielka wydaje poważne pieniądze  na weta i leki. 





poniedziałek, 25 marca 2024

nie mów do mnie z lewej strony

 Utrata słuchu z jednej strony głowy często jest kłopotliwa. Kiedy pracowałam i dojeżdżałam do pracy, siadałam w autobusie po lewej stronie przy oknie, wtedy miałam możliwość porozmawiania z koleżanką, która jeździła wraz ze mną. Z czasem moja choroba tak bardzo zakłóciła mój słuch, że w przestrzeni publicznej przeważnie nie rozróżniam już mowy. 

Miałam trudno w pracy bo jeśli słyszałam dźwięki to nie wiedziałam skąd dobiegają.  Za to inne dźwięki, przeważnie wysokie, są dla mnie bardzo uciążliwe, jakby mi ktoś wiercił w głowie. Odkurzacz, mikser, wysoki głos kobiecy albo dziecięcy. 

Trudno mi się też poruszać w jadącym autobusie bo mam zaburzenia równowagi i boję się, że kiedyś wybiję sobie zęby więc jeśli gdzieś jadę to kurczowo trzymam się wszystkiego jak staruszka. Trudność sprawia mi też chodzenie po schodach, nawet kilka stopni jawi mi się jak przepaść.

Dość to idiotyczne ale miewam czasem też klasyczne objawy choroby lokomocyjnej czyli mdłości. 

Nerwiak jest prawdopodobnie ugotowany laserowo ale one nie tak łatwo się rozpadają, trzeba wielu miesięcy i lat. A ciekawe ile mi się mózgu ugotowało przy okazji.